Recenzja filmu

Need for Speed (2014)
Scott Waugh
Aaron Paul
Dominic Cooper

Nie samą prędkością

W którymś momencie przywołany zostaje zresztą "Bullit". "Need for Speed" to oczywiście nie ten poziom, ale z klasykiem Petera Yatesa łączy go sposób realizacji. Co w latach 70. było oczywistym
To porównanie było nieuniknione. W kwestii filmowej motoryzacji oczywistym punktem odniesienia są dziś "Szybcy i wściekli" – choćby ze względu na samo zasiedzenie: w końcu dobili już do szóstej części (a siódma w drodze). "Need for Speed" to jednak inna bajka. W "Szybkich…" wszystkim rządzą reguły gatunkowe, nawias konwencji zawieszającej prawa fizyki i cudownie wydłużającej pasy startowe na lotniskach. Już gwiazdy serii – Vin Diesel i Dwayne Johnson (a wkrótce również Jason Statham) – wysyłają jasny komunikat: to odpowiednio przesadzony festiwal testosteronu. A tutaj zamiast sypiących one-linerami mięśniaków mamy wrażliwego Aarona Paula. Samo emploi aktora zwiastuje więc nieco inną stylistykę. Jeśli pozostać przy analogiach z serią "F&F", można by rzec, że "Need for Speed" to tacy "Szybcy i wściekli" w wersji emo.



Twórcy filmu usiłują bowiem urozmaicić skromny zasób elementów, jakie można było przenieść do kina z gry komputerowej (czyli gonitwy w mieście, gonitwy z policją, gonitwy poza miastem…), i zaciekle dramatyzują. Tak bardzo starają się nadać bohaterom pozór głębi, że zawiązanie akcji zajmuje dobre pół godziny. Komplikacjom nie ma końca: legenda ojca, środowiskowe niesnaski, konflikt o dziewczynę. Generalnie jednak sprawa jest prosta: Tobey Marshall (Aaron Paul) ma rachunki do wyrównania z Dino Brewsterem (Dominic Cooper). Sprawę można oczywiście rozstrzygnąć tylko w jeden sposób: poprzez udział w organizowanym przez ekscentrycznego Monarcha (Michael Keaton) ekskluzywnym superwyścigu. No to jedziemy.

Już na starcie widać jednak, że Aaron Paul ma problem z porzuceniem butów Jessiego Pinkmana, którego grał w "Breaking Bad". Aktor wydaje się skazany na ciąg coraz słabszych powrotów: wciąż widzimy go w podobnych rolach ("Wyjść na prostą", "Nauka spadania"), ale pozbawionych scenariuszowej wnikliwości trudnej do osiągnięcia poza serialowym światem. Podobnie jest tutaj. Paul jest kompetentny, jest sympatyczny, charyzmatyczny – już nie. Na szczęście ożywa nieco w duecie z Imogen Poots (to dziwne, bo w "Nauce spadania" w ogóle między nimi nie iskrzyło). Aktorka generalnie wnosi do filmu dużo zbawiennej świeżości. Trafnie spożytkowana jest na przykład jej naturalna skłonność do błaznowania – choćby w scenie niefortunnego spotkania z policjantem na stacji benzynowej.



Ale na drugim planie generalnie nie dzieje się za dobrze. O ile jeszcze Michael Keaton folguje sobie, jak potrafi, komentując na żywo postępy na torze i dostarczając nam niezbędnej ekspozycji, o tyle kumple głównego bohatera wypadają wyjątkowo blado. Przez dużą część filmu trudno ich od siebie odróżnić, a nawet kupić sam fakt, że siedzą w środowisku wyścigów samochodowych (kolejny dowód na to, jak bardzo na motoryzacyjnej konwencji odcisnęli piętno "Szybcy i wściekli"). Najgorzej prezentuje się niejaki Benny (Scott Mescudi), realizujący najgorsze klisze związane z typem "zabawnego czarnoskórego pomagiera". Żeby chociaż faktycznie był zabawny! Czarny charakter również pozostawia wiele do życzenia. Bogaty, rozpuszczony Dino miał kontrastować z proletariackimi protagonistami, ale akurat w jego przypadku scenarzysta nie pokusił się o nakreślenie motywacji czy charakteru. Zostaje więc jedynie karykaturalny Dominic Cooper i jego złowrogie miny.

No ale nikt nie idzie do kina na "Need for Speed" dla pogłębionych postaci i relacji międzyludzkich. Więc nawet jeśli twórcy – bez szczególnych sukcesów – usiłują nadać swojej historii dramatycznego ciężaru, rozliczani będą i tak przede wszystkim z sekwencji wyścigów. A te są tu całkiem udane. W którymś momencie – w charakterze duchowego patrona – przywołany zostaje zresztą "Bullit", czyli odpowiednik wzorca z Sèvres, jeśli chodzi o filmowe samochodowe pogonie. "Need for Speed" to oczywiście nie ten poziom, ale z klasykiem Petera Yatesa łączy go sposób realizacji. Co w latach 70. było oczywistym wyborem, dzisiaj jest raczej ewenementem: w "Need for Speed" większość ewolucji faktycznie wykonano na planie. Cyfrowe są tu jedynie kamery: liczy się wykon oraz gramatyka kina, a nie efekt pracy studia od efektów specjalnych. Niewiele tu też znanego z "Szybkich i wściekłych" efekciarstwa: największym szałem jest numer z helikopterem, ewentualnie jeden (powtarzam: jeden) spektakularny skok. Reszta numerów pozostaje w granicach zdrowego rozsądku i prawdopodobieństwa. Jedynym mankamentem tego podejścia jest to, że miejscami wydaje się, iż samochody jadą bardzo… powoli.



W rezultacie wojaże Aarona Paula nigdy nie osiągają paranoicznej intensywności, jaką ostatnio wydobył Ron Howard w "Wyścigu", gdzie ryk silnika niósł ze sobą posępne życzenie śmierci. To o tyle dziwne, że i tu stawka podbita jest wypadkiem jednego z bohaterów (odpowiednia scena sfilmowana jest naprawdę pierwszorzędnie; w zwolnionym tempie i w ogóle). U Howarda warstwa dramaturgiczna była jednak dopięta na ostatni guzik, mogła więc procentować w scenach pościgów. W "Need for Speed" zaś zamiast błędnika czy bebechów reaguje raczej nasz... kompas moralny. Jak w żadnym innym filmie uderza tu nieodpowiedzialność bohaterów igrających nie tylko z własnym życiem, ale i życiem wszystkich osób, które przypadkowo znalazły się na ich trasie. Chyba nie o to chodziło.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy usłyszałem, że studio Dreamworks wpadło na "genialny" pomysł ekranizacji kultowej serii... czytaj więcej
Ponad 16 mln "lajków" na Facebooku, jeszcze więcej sprzedanych egzemplarzy gier wideo. O czym piszę? O... czytaj więcej
Za kierownicą "Need For Speed" zasiadł Scott Waugh, nieznany dotąd reżyser, któremu za zadanie przypadło... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones